Rozdział II
Tata
spojrzał na ciągle płaczącą żonę.
-Myślę, że
po przeszczepie szpiku kostnego wszystko wróci do normy... Prawie wszystko. –
odpowiedział ze smutną miną.
-Mamo? Czy
nas na to w ogóle stać? – zapytałam moją kochaną rodzicielkę.
-Córeczko,
zrobimy wszystko, żeby ta operacja się odbyła. – rzekła z przekonaniem ocierając
łzy.
-Kocham was.
– powiedziałam. Moi rodzice wstali i mocno mnie przytulili. Pielęgniarka
poprosiła ich, aby już wyszli, bo godziny odwiedzin już dawno minęły. Na początku
protestowali ale zapewniłam ich, że wszystko jest w porządku, i że przecież nic
mi się nie stanie. Dopiero wtedy opuścili salę. Myślałam, że będę płakać ale
nawet nie miałam łez w oczach. Czułam się taka… pusta. Tej nocy nie zasnęłam.
Gapiłam się w sufit i myślałam nad tym ile rodzice będą musieli poświęcić, abym
mogła żyć.
***
-Dzień
dobry, jak się dzisiaj czujesz? – zapytała pielęgniarka wchodząc do pokoju ze
śniadaniem.
-Dobrze,
dziękuję. – odpowiedziałam bez entuzjazmu. Po sprawdzeniu czegoś w karcie i
innych zupełnie nieznanych dla mnie rzeczach wyszła. Nie byłam głodna więc zostawiłam
tą tackę w spokoju. Właśnie miałam zacząć czytać książkę ale przeszkodzili mi
rodzice, którzy weszli pospiesznie do pokoju. Tata zaczął rozmowę.
-Skarbie, za
tydzień będziesz mieć operację. – rzekł nie owijając w bawełnę.
-To chyba
dobrze, co? – powiedziałam niepewnie.
-No
oczywiście. – rzekła mama uśmiechając się ciepło. Przytuliłam ich i z całego
serca im podziękowałam.
-Pakuj się,
wracasz z nami do domu.– powiedział tata podając mi torbę. Wepchałam tam
wszystko jak leci i razem wyszliśmy ze szpitala. Dom! Nareszcie!
*cztery dni
później*
Był naprawdę
ładny dzień więc postanowiłam trochę pospacerować. Niedawno się tu
przeprowadziliśmy, wcześniej mieszaliśmy w Alice Springs.
-Tato!
Pożyczysz mi samochód?? – zapytałam schodząc ze schodów.
-Jasne.
Zaczekaj, tylko znajdę kluczyki. – odpowiedział zabiegany.
Przysiadłam
na ostatnim schodku i czekałam aż tata zakończy swoje poszukiwania.
-Znalazłem!–
oświadczył i rzucił mi je. Centrum nie było daleko więc po dziesięciu minutach
byłam już na miejscu. Cóż na razie zapowiadał się całkiem ciekawy dzień.
Zapytałam jakiegoś przechodnia o drogę do tej słynnej opery.
-Cały czas
prosto, aż do tej budki, a potem w lewo. – odpowiedział. Zaczęłam więc iść
według jego instrukcji ale coś przyciągnęło moją uwagę. Zobaczyłam swoją
ulubioną restaurację – Nando’s i zaczęło mi burczeć w brzuchu. Chciało mi się z
siebie śmiać, bo gdy tylko widzę to logo to robię się głodna. Weszłam do środka
i szłam coś zamówić ale ktoś potrącił mnie tak mocno, że się przewróciłam.
-Hej, uważaj
trochę! – ofuknęłam kolesia w okularach z ciemnymi szkłami.
-Ojej,
przepraszam nie zauważyłem cię. Nic ci nie jest? – odparł wyciągając rękę.
-Może gdybyś
zdjął okulary to byś przejrzał na oczy. – rzekłam przyjmując pomoc.
-Jeszcze raz
przepraszam. Może coś ci kupić? Polecam tego kurczaka jest naprawdę świetny. -
zaproponował z uśmiechem. Miał jakiś inny akcent. No cóż, dużo tu
obcokrajowców.
-Nie, nie
trzeba ale dzięki. – powiedziałam i znów zaczęłam iść w kierunku kasy. Zamówiłam
ulubiony zestaw i poszłam szukać miejsca gdzie mogłabym to w spokoju zjeść. Ale
jak na złość wszystkie stoliki były już zajęte. Prawie wszystkie… Ruszyłam w
jego kierunku ale ktoś mnie wyprzedził. No nie! Znowu ten chłopak. Zobaczył
mnie i gestem zaprosił, abym z nim usiadła. Chyba nie mam wyboru. Westchnęłam i
usiadłam koło blondyna.
-Widzę, że mimo
wszystko zamówiłaś tego kurczaka? – zapytał. Uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Z czego on się tak cieszy?
-Eh… To mój
ulubiony. – powiedziałam. I tak się zaczęła nasza rozmowa trwająca prawie dwie
godziny. Jeszcze nigdy nie rozmawiało mi się z kimś aż tak dobrze. Właśnie coś
do mnie dotarło… Nie znam jego imienia.
-Tak
właściwie to jak ty masz na imię? – zapytałam zawstydzona, że wcześniej o tym
nawet nie pomyślałam.
- … chodź..
zaraz ci powiem. – odparł i wyszliśmy z lokalu. Wtedy zdjął okulary. Zaraz,
zaraz…
-Jestem
Niall. – przedstawił się i podał mi rękę na powitanie jakbyśmy się widzieli po
raz pierwszy.
-A ja Sue. –
powiedziałam nie wierząc własnym oczom. To jest Niall… Ten Niall, z One Direction... Ale nie będę tracić
głowy. Blondyn bacznie mi się przyglądał ale ja stałam niewzruszona chociaż w
środku wszystko mnie rozsadzało. Chłopak odetchnął z ulgą.
-Przejdziemy
się? – zapytał z uśmiechem
-Wiesz…miałam
iść obejrzeć tą operę ale zobaczyłam Nando’s i zgłodniałam. – wyznałam ze
śmiechem
-No to chodźmy.
– odparł i ruszyliśmy niespiesznym krokiem w stronę dużego budynku, który
zasłaniał zachodzące słońce. Po drodze cały czas o czymś rozmawialiśmy. Kiedy
Niall opowiedział mi żart wybuchłam takim śmiechem, że aż przechodni się na
mnie dziwnie popatrzyli co jeszcze bardzie mnie rozśmieszyło. Po jakiś dziesięciu minutach byliśmy pod
operą. Niall poprosił jakąś panią, żeby zrobiła nam zdjęcie. Parę zrobiliśmy
sami i oczywiście wyszliśmy jak skończeni debile, bo podstawialiśmy sobie rogi itd.
Ale nie powiem, było naprawdę śmiesznie. Pod koniec naszej „wyprawy” myślałam,
że padnę ze śmiechu, bo Niall wpadł do fontanny. Kiedy udało mu się wyjść ja
już normalnie płakałam ze śmiechu.
-A ty co tak
zacieszasz? Chodź tu! – powiedział i zaczął iść w moją stronę z wyciągniętymi
rękoma.
-Zwariowałeś??
– zapytałam ze śmiechem i zaczęłam uciekać do pobliskiego sklepu ale oczywiście
mam taką słabą kondycję, że mnie dogonił i mocno przytulił. Po chwili i ja
byłam mokra. Zaczęłam się śmiać i wtedy ktoś zawołał: „Patrzcie!! To Niall
Horan!!”. Spora grupka dziewczyn do nas podbiegła i zaczęła prosić o
autografy. Kiedy podpisał się już chyba wszystkim jedna z nich wskazała mnie i zapytała:
Czy to twoja dziewczyna?
***