Rozdział I
Świetnie!
Kolejny dzień muszę spędzić w domu. Już od paru dni mam gorączkę ale dopiero
jutro idę do lekarza. Mam tylko nadzieję, że dostanę jakieś świństwo, które
mnie wyleczy. Weszłam na Twittera. Nic ciekawego tam nie znalazłam więc wylogowałam
się i bez sensu surfowałam po internecie aż w końcu trafiłam na coś co
przyciągnęło moją uwagę. Na jakimś fan page’u znalazłam artykuł o One
Direction. To mój ulubiony zespół. Naprawdę nie wiem jak można nie kochać tych
5 wariatów. Tylko trzeba się przyzwyczaić, że czasem mają idiotyczne pomysły.
Przykładem jest ten, o którym przed chwilą przeczytałam. Chłopcy na jednym z
koncertów rozpięli koszulę Harry’emu, gdy ten śpiewał swoją kwestię. Fanki
darły się wniebogłosy. Myślałam, że się popłaczę ze śmiechu, gdy oglądałam
nagranie z tej sceny. Harry nie wiedział co ma zrobić więc po prostu trzymał ją
jedną ręką, a drugą mikrofon. I dlaczego nie mogłam wtedy być na ich koncercie?
Dlaczego w ogóle nie mogłam być na jakimkolwiek koncercie? To chyba oczywiste –
nie stać mnie na bilet. No ale nie będę rozpaczać, przecież są ważniejsze rzeczy
do opłacenia. Pójdę już spać i tak nie mam co robić, a jest po dziesiątej.
*następnego
dnia*
Za jakąś
godzinę mam wizytę u lekarza. Weszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic i w
pośpiechu wysuszyłam włosy. Ubrałam się w jasne jeansy, biały T-shirt z napisem
„Keep Calm and Call Batman” (Hhahaha… kocham tą koszulkę!) i moje cudne buty –
czarne conversy. Były troszkę znoszone. Dobra, bardzo znoszone, bo mam je już
trzy lata ale jakoś dało się w nich chodzić.
- Sue!
Chodź, bo się spóźnimy! – krzyknęła mama, a ja szybo zbiegłam po schodach i
wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i po chwili już siedziałam na
siedzeniu w samochodzie koło mamy. Ruszyłyśmy. Do lekarza nie było daleko. Po
dziesięciu minutach byłyśmy na miejscu. Przyjechałyśmy w samą porę, bo jak
weszłyśmy do budynku pielęgniarka wyczytała moje nazwisko. Po kwadransie było
już po wszystkim. Lekarz powiedział, że za tydzień powinnam się czuć lepiej.
Zadowolone, że wreszcie dostałam antybiotyk wróciłyśmy do domu. Zmęczona
weszłam do swojego pokoju i padłam na łóżko. Nie wiem jak to się stało ale po
minucie już smacznie spałam.
***
Obudziłam
się. Byłam wykończona. Nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam. Powoli wstałam.
Zaczęło kręcić mi się w głowie, więc złapałam się ramy łóżka, żeby się nie
przewrócić. Naprawdę nie wiem co się ze mną dzieje. Ostrożnie zrobiłam jeden
krok na przód i po chwili wszystko wróciło do normy. Trochę zdziwiona poszłam
do łazienki, żeby się trochę ogarnąć. Nie spiesząc się umyłam zęby i uczesałam
włosy. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam tam dziewczynę o dużych oczach, które
teraz wyglądały na jeszcze większe, i czarnych, gęstych włosach ale jakoś jej
nie poznawałam. Coś było ze mną nie tak. Znów zaczęło kręcić mi się w głowie.
Tym razem się przewróciłam i wokół mnie była już tylko ciemność. Zemdlałam.
***
-Nie
powinniśmy jej teraz tego mówić – usłyszałam szept mamy ale miała jakiś
zmieniony głos, jakby… płakała?
-A co
chcesz zrobić? Czekać aż sama się dowie? Od kogo? Musi wiedzieć. –
wyszeptał tata natarczywie. O co im chodzi? Czy oni mówią o mnie? Nic nie
rozumiem. A tak w ogóle to gdzie ja jestem? Powolutku otworzyłam
oczy. Super, jestem w szpitalu. Już chyba gorzej być nie może. Rodzice
spojrzeli na mnie i uśmiechnęli się smutno.
-Cześć
księżniczko. Jak się czujesz? – zapytał tata ostrożnie. Nie wiedziałam co odpowiedzieć,
bo nic mnie nie boli ale też nie tryskam energią. Jestem wykończona, nie mam
siły podnieść ręki, a co dopiero usiąść. Rodzice wymienili spojrzenia.
-Skarbie… -
zaczął tata –Ty… ty masz białaczkę… - wykrztusił w końcu, a mama zaczęła cicho
szlochać. Nie wiedziałam co powiedzieć. Tata patrzył na mnie czujnie, jakbym
zaraz miała zacząć wrzeszczeć, albo rzucać rzeczami po sali. A ja… A ja
miałam mętlik w głowie. Białaczka?
Miałam tyle
pytań, ale zamiast zacząć ich nimi bombardować pokiwałam tylko głową i cichutko
zapytałam:
-Tato, czy
ja umrę?